W kulcie tego świętego szczególnie widoczna jest ręka Niebios. Ogromna większość świętych i błogosławionych, których czci Kościół, dokonała czegoś, przez co zostali oni zapamiętani – założyli oni zakony, umarli w opinii świętości dostrzeganej przez współczesnych lub świadectwo ich męki wydało owoce i zostało zapamiętane. Ta właśnie pamięć ludzka, uwiarygodniona cudami z nieba, wyniosła te postacie na ołtarze. Andrzej Bobola nie dokonał niczego spektakularnego, a jego wyjątkowe męczeństwo zostało zapomniane. Sam musiał o sobie przypomnieć zza grobu - w Pińsku o. Godebskiemu, w Wilnie o. Korzeniewskiemu czy całkiem niedawno ks. Józefowi Niżnikowi w Strachocinie.
Natarczywość, z jaką św. Andrzej o sobie przypomina, świadczy o tym, że najwyraźniej dostał on w niebie jakieś szczególne zadanie. Był gorliwy za ziemskiego życia i teraz równie gorliwie realizuje zdania, które otrzymał.
W historii Andrzeja Boboli na pierwszy rzut oka zwraca uwagę okrutna męka, której doznał on dla chwały Bożej. Podczas tortur nie tylko nie porzucił Kościoła, ale jeszcze wzywał prześladowców do nawrócenia, aby i oni mogli się zbawić. Widać tu wielką miłość, jaką miał Andrzej do Chrystusa, Jego Kościoła i swoich prześladowców. Wydaje się, że poprzez to męczeństwo wysłużył sobie szczególną zdolność do orędowania przed tronem Bożym. Naszym zdaniem jego „skuteczność” jako orędownika wskazuje na to, że Opatrzność właśnie w jego ręce złożyła mnóstwo łask i dobrodziejstw, jakie przewidziała do rozdania ludzkości – szczególnie, tych dla Polski i Polaków.
Brak jest jakichkolwiek wzmianek o miłości Andrzeja Boboli do ojczyny, ale na podstawie tego, co wiemy o jego rodzinie i o postawie jego współbraci w tamtych czasach, możemy się domyślać, że pod koniec swojego życia święty musiał boleć nad losem kraju, pogrążonego w kryzysie i wojnach. Można przypuszczać, że miłość do ojczyzny, wzmocniona męczeństwem za wiarę, które łączyło się z męką samego Chrystusa, została w niebie zwielokrotniona ponad ziemskie wyobrażenia. Zapewne nie przypadkiem niebiosa właśnie jego wyznaczyły na proroka wskrzeszenia Polski w 1819 roku! Tuż po Kongresie Wiedeńskim po ludzku wydawać by się mogło, że Polska, podzielona przez inne mocarstwa, nie ma prawa się odrodzić. Jej brak był elementem europejskiej porządku i równowagi. Narody też nie są wieczne… Jednak Opatrzność miała inne plany. I to właśnie Andrzeja Bobola ogłosił je udręczonemu narodowi.
To zdarzenie wskazuje, że Polska, jej istnienie i trwanie, jest przewidziana w planach Bożych dla świata. Wiele wskazuje na to, że to między innymi poprzez św. Andrzeja Bobolę niebiosa chcą zsyłać łaski naszemu krajowi. Dlatego został on ustanowiony naszym patronem w niebie. Przez jego pośrednictwo możemy wyprosić ochronę przed zagrożeniami, ład moralny w kraju i pomyślny rozwój ojczyzny.
Andrzej Bobola za życia miał trudny charakter. Był wybuchowy, niecierpliwy, przywiązany do swojego zdania. Dobitnie artykułował niezadowolenie. Pewnie trudno było z nim wytrzymać. Ale uporczywą pracą nad sobą wykorzeniał wady swoje i swego szlacheckiego stanu, a pielęgnował i rozwijał zalety. Jest wzorem i przykładem tego, że nie jesteśmy niewolnikami tego, z czym się rodzimi i co wynosimy z domu rodzinnego. Może warto, aby za swojego szczególnego patrona obrali go terapeuci i osoby pracujący nad sobą? Teraz, kiedy wiele osób korzysta z psychoterapii i innych sposobów leczenia trudności emocjonalnych i psychicznych, może postać św. Andrzeja Boboli jest szczególnie warta przypomnienia?
Z drugiej strony – świętość to miłość i wierność Bogu, a nie przyjemny i zgodny charakter. Wielka świętość nie musi objawiać się na ziemi czymś spektakularnym. Może być cicha i niepozorna, nierozpoznana i niedoceniona przez otoczenie. Bóg ją jednak dostrzega. Dopiero w niebie będzie błyszczeć z całą mocą.
Andrzej Bobola nie zdał arcyważnego egzaminu i dlatego nie dostał zadań, które odpowiadałyby jego ambicji, zdolnościom czy pochodzeniu. Jednak z pokorą i posłuszeństwem robił rzeczy, które były po ludzku mniej prestiżowe, ale ważne, potrzebne i wielkie w oczach Bożych. Taka była jego droga do świętości – zwyczajna posługa szeregowego zakonnika.
Ponadto przykład Andrzeja pokazuje, iż możemy być pewni, że gdy w obliczu jakiejś konfrontacji staniemy po stronie Boga i Jego przykazań, On sam stanie po naszej stronie i da nam moc do wytrwania.
Przedziwnym zrządzeniem Opatrzności umęczone ciało Andrzeja Boboli zostało zachowane od rozkładu. Dopiero po wielu latach uległo mumifikacji i do tej pory jest w takim stanie. Dusza Andrzeja Boboli jest przed obliczem Bożym, a jego ciało pozostało z nami. Jest ono jakby „pomostem” do nieba! Bóg wykorzystuje ten „kanał”, podobnie jak w wypadku innych świętych, do zsyłania swych łask i dobrodziejstw.
Andrzej Bobola w swych relikwiach doznawał tego samego co jego umęczony naród – po rozbiorach trumna z jego ciałem dostała się w ręce prawosławnych mnichów, którym nie podobał się kult, jakim otaczali go nawet ich wierni. Dlatego chcieli w tajemnicy pogrzebać zwłoki w ziemi. Współbraciom Andrzeja udało się jednak przenieść je z Pińska do Połocka. Później bolszewicy sprofanowali relikwie i uczynili z nich „eksponat” muzealny. W czasie II wojny światowej relikwiom zagrażały niemieckie bomby – tak samo, jak mieszkańcom stolicy. W czasie powstania warszawskiego relikwie znalazły schronienie w podziemiach kościołów, które zostały zrównane z ziemią, jak domy wielu innych Polaków.
W sierpniu 1920 r. setki tysięcy warszawiaków modliło się cząstkowych relikwiach męczennika, aby uprosić ocalenie przed bolszewicką nawałą. Gdy dziś znowu zawisło nad nami zagrożenie, potrzeba na nowo modlitewnego zrywu. Może dobrze by było, gdyby te same relikwie wyruszyły w pielgrzymkę po kraju, aby dotrzeć do chociażby każdego powiatu? Niech jak najwięcej Polaków modli się za wstawiennictwem Andrzeja Boboli, aby on mógł znieść te modlitwy przed tron Boży.